#myownmarley Czy później było lepiej?

   Wracając do opisu naszych początków z Orim.

Czy później było lepiej? Chyba nie do końca. #myownmarley idealnie pasuje do Oriego, którego można byłoby nazwać “psem demolka”. Zniszczona kanapa, obgryzione wszystkie meble, podrapane drzwi, prawdziwe psie dziecko. Oriemu trzeba przyznać jedno, kocha inne psy i umie się przy nich zachować. Do momentu w którym nie jest zamknięty w ogrodzie. Ori w ogrodzie to prawdziwy wiejski burek który szczeka na wszystko co się rusza i na wszystko co się nie rusza. Krótko mówiąc nie przestaje szczekać – z najspokojniejszego psa w miocie stał się wulkanem energii. Jednak druga pozytywną kwestią jest to że gdy jest sam w domu to śpi, problemy pojawiają się dopiero gdy ktoś z nim jest. Ori należy do tych psów wyjątkowo upartych gdzie przy braku doświadczenia z mojej strony łatwo było źle zwalczać jego zachowanie.

Ori uwielbia nosić wszystko w pysku, zaczęło się od noszenia worków z ziemniakami, z którymi uciekał po całym domu. Potem doszły młotki, dachówki i wszystko co się psu w pysku mieściło. On nigdy nie lubił zwykłych zabawek, piłki, pluszaki, to go nie interesowało.

 

Minęło kilka tygodni od przywiezienia Oriego do domu i wybraliśmy się z Orim na szkolenie, na początku psie przedszkole. Okazało się w moim wypadku kompletnym niewypałem gdzie zdecydowanie się nie odnaleźliśmy. Na szczęście trafiliśmy przez przypadek na szkoleniowca który specjalizuje się w owczarkach niemieckich. I tak ciągnąć szkolenia zauważyć można było że pies jest kumaty, szybko się uczy i czerpie przy tym radość. Nauka typowych komend nie jest dla niego wyzwaniem, w sumie prawda jest taka że nauka wyzwaniem jest głównie dla przewodnika, nie dla psa. Podczas szkoleń coraz bardziej poznaje oriego charakter, to jaki jest w stosunku do innych psów. Jakie pozytywne podejście może mieć szczeniak w stosunku do innych przestraszonych czy agresywnych psów.

Razem ze szkoleniem poznajemy psi świat, psie zabawy i psie wymagania. Dopiero teraz dowiaduje się rzeczy które powinienem wiedzieć przed wzięciem psa pod swój dach. Ale cóż lepiej późno niż wcale.

Podczas naszych przygód zauważyłem że Ori kuleje. Mija chwila, wizyta u weterynarza – tabletki. Mija kolejna chwila, tabletki nie pomagają – robimy prześwietlenie. Tam wychodzi na jaw nasz największy problem, Ori ma oderwany wyrostek w przedniej lewej łapie oraz mocne początki dysplazji w tylnych łapach.  Mija kilka tygodni tak abyśmy mieli pewności, kulawizna nie przechodzi więc podejmujemy decyzję o operacji. Do szczegółów tej przygody jeszcze wrócimy.

Po kilku tygodniach od operacji psiak czuje się lepiej, nie może szaleć ale dajemy radę. Każdy kto zna Oriego wie że najbardziej szkoda że pies który jest bardzo pozytywny do każdego psiego czworonoga nie może się bawić. Znaczy, może ale za długo nie wytrzymuje. Ori to nie głupi owczarek, wie ile może biegać. Wie że jak czuje się zmęczony to ma się położyć i jest to dla mnie sygnał że kończymy zabawę.

Mija pierwszy rok życia Oriego, pies powoli robi się spokojniejszy. To nic że cały pokój wymaga remontu, ale przynajmniej ilość szkód pozostaje na  tym samym poziomie. Ma swoje humory, ma problem z wracaniem do przewodnika – w końcu zabawa z psem ma większy priorytet. Zauważam zależność pomiędzy czasem spędzonym w ogrodzie, a jego zachowaniem na ulicy. W końcu każdy szkoleniowiec mówi, nie ważne jak duży ogród – pies zawsze będzie czuł się jak za kratkami. Im Ori jest mniej w ogrodzie tym mniej problemów sprawia na ulicy, zdarza mu się pogoń za samochodem czy rowerem. Ale jeżeli wychodzę z nim systematycznie,  a w ogrodzie jest na przysłowiowe siku to problem znika.

 

Mijają miesiące i niestety zauważamy że kulawizna powróciła, biegamy od lekarzy do lekarzy, w końcu trafiamy do kliniki która ma dla nas rozwiązanie. Terapia IRAP, swoje kosztuje ale zapowiada się wyśmienicie. W między czasie próbujemy bieżni wodnej która przynosi efekty jednak finansowo by mnie pogrążyła. Po czasie podejmuje decyzję i jedziemy pobierać krew aby rozpocząć terapię IRAP. Do szczegółów również jeszcze wrócimy.  Ostatecznie po kilku miesiącach muszę przyznać że decyzja była dobra, a Ori poza zmianami pogody nie odczuwa dyskomfortu. Nie jest to pies który może szaleć i biegać godzinami, ale dajemy radę.

Po skończonych dwóch latach trzeba przyznać że pies wydoroślał. Słucha się bardziej, pilnuje się mnie. Wychodząc ze strefy dla psów nie trzeba go wołać, wystarczy się oddalić a on porzuca inne psy i biegnie do mnie.

 

Mijają kolejne miesiące, zagłębiając się w psi świat poznajemy nowych ludzi i nowe sytuacje. Zaczynam interesować się psami w coraz większym zakresie. Nie interesuje się jedynie moim psem a też wszystkimi innymi. Poznaję historie psów które coraz mniej są mi obojętne. Zaczynamy udzielać się w poszukiwaniach psów które uciekły. Tak, specjalnie używam liczby mnogiej bo Ori zawsze mi w tych poszukiwaniach pomaga. Dlaczego? Bo jest to pies wyjątkowo pozytywny, każdą oznakę agresji ze strony obcych psów potrafi zmienić w zabawę. Psom które są wystraszone pomaga dodając odwagi. To dzięki niemu złapałem Huskiego który w nocy pobiegł za dzikiem, to Ori wpierw przepędził dzika, a następnie ściągnął uciekiniera do nas i zajął zabawą tak abym mógł go złapać.

 

Ori nie jest psem idealnym, wymaga ciągłego szkolenia które aktualnie wprowadzamy na nowe tory które na pewno jeszcze opiszę. Ale co najważniejsze jest psem który nauczył mnie wielu rzeczy, a jednocześnie zmotywował do nauki innych. Z czystym sumieniem mogę przyznać że dzięki niemu zmieniliśmy świat kilku innym psom których historię na pewno jeszcze opiszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *